Prowadzona codziennie przez świadczeniodawców sprawozdawczość nt. długościach kolejek ułatwia pacjentom umówienie się na konsultacje tam, gdzie zostaną przyjęci najszybciej. Komu przeszkadza raportowanie tych danych przez przychodnie?
Oczywiście lekarzom. W 2019 roku, gdy wchodziły w życie przepisy zwiększające dokładność sprawozdawczości, Naczelna Izba Lekarska sprzeciwiała się. Prezydium Komisji Stomatologicznej NRL mówiło, że sprawozdawcze "obowiązki za zupełnie nieuzasadnione". Natomiast wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Cisło na posiedzeniu Komisji Zdrowia zapowiadał:
Tymczasem niech poczytają państwo raport z konsultacji społecznych. Tam są uwagi również świadczeniodawców dużych, którzy mówią, że jest to rzecz, która absolutnie sparaliżuje duże podmioty, jeżeli chodzi o system informatyczny. Podmioty małe też będą miały problem, dlatego, że na bardzo niedużą bazę pacjentów i bardzo niedużą rentowność i przychodowość będzie to wymagało bardzo specjalistycznego oprogramowania. (...) Dlatego zaproponowaliśmy, żeby państwo rozważyli poprawkę, może jeszcze na etapie prac senackich, która mówi o tym, żeby jednak z tego zrezygnować, bo ten obowiązek po prostu komplikuje dokumentację, którą będziemy musieli obsłużyć własnymi systemami teleinformatycznymi.
Cóż, paraliż jeszcze nie nastąpił. Za to coraz trudniej znaleźć przychodnie, w których rejestracja polega na wpisywaniu terminów do zeszytu. Rzetelniej prowadzona sprawozdawczość pozwala pacjentom uniknięcia prywatnych wizyt u lekarzy. Może stąd protest Izby? A może wynikł on tylko z tego, że przewidywanie przyszłości, co do zasady, jest trudne?
Jest też inna możliwość - Izba ma w nosie interes pacjentów. To sugeruje jej postawa w czasie pandemii. Ten czas ogromnego chaosu w opiece zdrowotnej, Prezydium NRL wykorzystało do zwrócenia się do Ministerstwa z prośbą o zawieszenie obowiązków sprawozdawczych. Uzasadnienie było takie: "personel wszystkich placówek medycznych musi skupiać się w szczególny sposób na przestrzeganiu procedur sanitarnych oraz zapewnieniu pacjentom dostępu do możliwie najlepszych świadczeń zdrowotnych" (swoją drogą, trochę szkoda, że poza pandemią lekarze nie skupiają się na zapewnianiu dostępu do możliwie najlepszych świadczeń zdrowotnych). To znów wydaje się nie fair wobec pacjentów. Ale może jest w tym logika - im mniej osób będzie wiedziało, gdzie przyjmie ich najszybciej lekarz, tym mniejsze obłożenie świadczeniodawców NFZ (czyli klient jest lepiej obsłużony).
Ministerstwo na powyższą prośbę nie odpowiedziało w satysfakcjonującym Izbę terminie. Co więc zrobiła Izba? Zasugerowała swoim członkom ściemnianie, że nie mają możliwości technicznych do prowadzenia sprawozdawczości i przygotowało wzór wniosku pozwalającego ograniczyć częstotliwość wysyłania raportów. Brawo za pomysłowość!
Dodatkowego smaku temu tematowi dodaje NFZ. Świadczeniodawcy sprawozdawczość przesyłają codziennie, z pomocą Komputera i Internetu. Internet porusza się światłowodami, więc teoretycznie z prędkością światła. W mgnieniu oka po wysłaniu raportu, aktualna długość kolejki mogłaby się pojawiać w informatorze NFZ. Tak nie jest. Równie dobrze raporty mogłyby być wysyłane Pocztą Polską, bo jak informuje pracownik NFZ, po "wysłaniu informacja powinna być widoczna w Informatorze o Terminach Leczenia w ciągu 2-3 dni" i tłumaczy "Termin wyświetlenia przekazanej przez świadczeniodawcę informacji zależny jest od godziny przekazania informacji na serwer Oddziału Funduszu. Informacja ta dalej przekazywana jest na serwer centralny, z którego informacje te są dalej publikowane.". Przyjmując, że skorzystanie z Komputera to ogromny wysiłek dla lekarzy, to chyba taki NFZ za bardzo ich nie szanuje skoro publikuje dane z parodniowym opóźnieniem, nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz