26 lutego 2024

Odwołuję i blokuję!

Co jakiś czas NFZ informuje o tym, ile to źli pacjenci zmarnowali wizyt poprzez ich nieodwoływanie w sytuacji, gdy wiedzą, że się na nie nie stawią. Fundusz ogłosił, że w 2023 r. "przepadło" prawie 1,3 miliona wizyt. Żeby jeszcze bardziej dowalić tym, którzy nie odwołali, NFZ używa haseł takich jak np. "nieodwołana wizyta to stracona szansa na zdrowie dla innego pacjenta!".

Aby problem nieodwoływania ukrócić, NFZ wysłał w 2023 r. blisko 12 milionów SMSów przypominających o wizytach. A co ważniejsze, objął patronatem kampanię "Odwołuję. Nie blokuję". Tym samym pokazał jakim jest jeleniem.

Ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych mówi:

"Świadczenia opieki zdrowotnej w szpitalach, świadczenia specjalistyczne w ambulatoryjnej opiece zdrowotnej oraz stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne inne niż szpitalne są udzielane według kolejności zgłoszenia (...)"

Czasem prawo sobie, a NFZ i tak robi to, co chce. Więc dla pewności można rzucić okiem na strony pomocy dla świadczeniodawców, żeby sprawdzić jakie NFZ ma poglądy nt. rezygnacji z wizyt:   

8. Czy świadczeniodawca może zaproponować świadczeniobiorcy wizytę w dniu zgłoszenia, ponieważ powstał wolny termin z powodu rezygnacji innego świadczeniobiorcy lub niestawienia się innego świadczeniobiorcy w terminie? Czy świadczeniodawca może przyjąć takiego świadczeniobiorcę przed innymi oczekującymi, czy umieścić na końcu listy oczekujących?

Świadczeniodawca nie może zaproponować świadczeniobiorcy wizytę w dniu zgłoszenia, gdy powstał wolny termin z powodu rezygnacji innego świadczeniobiorcy lub niestawienia się innego świadczeniobiorcy w terminie. Świadczenia udzielane są według kolejności zgłoszenia na zasadach sprawiedliwego, równego i niedyskryminującego dostępu do świadczeń. Zatem świadczeniobiorca, który zgłosił się do świadczeniodawcy i nie jest wpisany na listę oczekujących, w czasie gdy inny świadczeniobiorca nie stawił się w wyznaczonym terminie, powinien zostać wpisany na listę oczekujących według kolejności zgłoszenia, natomiast można takiemu świadczeniobiorcy udzielić świadczenia poza kolejnością na podstawie kryteriów medycznych, co powinno znaleźć odzwierciedlenie w dokumentacji medycznej, do której zalicza się także listę oczekujących. W zwolnionym terminie może zostać udzielone świadczenie świadczeniobiorcy mającemu prawo do korzystania ze świadczeń poza kolejnością.

Co powyższe oznacza? Sprawdźmy to na przykładzie poradni endokrynologicznej w SPZOZ Warszawa Wola - Śródmieście. Pierwszy wolny termin na konsultację jest tam w październiku, w kolejce na wizytę czekają tam 933 osoby. Wyobraźmy sobie, że ktoś, zachęcony apelem NFZ, dziś odwołuje umówioną na jutro wizytę. Co w tej sytuacji powinien zrobić świadczeniodawca? Zgodnie z przepisami, powinien skontaktować się z kolejnymi osobami na liście oczekujących. Pewnie pierwsze z nich nie będą zainteresowane zmianą terminu np. z godz. 18 na 12. Ale ktoś się w końcu zgodzi przyjść szybciej na wizytę. Tylko co wtedy? Zwalnia się termin tej przepisanej osoby. A w związku z tym należy kontaktować się z kolejnymi pacjentami i proponować ten kolejny zwolniony termin. W idealnym świecie (w którym przychodnia dysponuje aktualnymi numerami telefonów do pacjentów, a oni je od razu odbierają), odwołanie wizyty u tego świadczeniodawcy i "niezmarnowanie" wolnego terminu, wymagałoby wykonania 933 połączeń telefonicznych.  

Jaki biznes mają więc w tym przychodnie na NFZ, żeby odwołany termin wykorzystać? A jaki ma biznes w przyjęciu odwołania rejestratorka, która w "nagrodę" będzie musiała wykonać tysiąc połączeń telefonicznych? Przecież lepiej taki termin "zmarnować" niż przewalać całą kolejkę pacjentów. Pomijając koszty i czas na to potrzebny, to na koniec może się do takiego świadczeniodawcy przywalić Rzecznik Praw Pacjenta albo NFZ, bo naruszy "zasady sprawiedliwego, równego i niedyskryminującego dostępu do świadczeń". Tu drogi NFZcie masz przyczynę miliona nieodwołanych wizyt! 

Oczywiście inaczej wygląda sytuacja w prywatnej opiece medycznej. Tu zwolniony termin można udostępnić komukolwiek, kto za niego zapłaci (bez kontaktowania się z wcześniej zapisanymi pacjentami). Stąd kampania "Odwołuję. Nie blokuję", służy przede wszystkim jej organizatorom - czyli podmiotom zapewniającym prywatną opiekę lekarską. W takiej sytuacji zagadką pozostaje zaangażowanie NFZ w tę kampanię. Ale może jest w tym głębszy sens - więcej pacjentów wygonionych z publicznej ochrony zdrowia, to przecież mniejsze kolejki w NFZ!

29 stycznia 2024

Paraliż goni paraliż!

Niedawno opowiadaliśmy o tym, jak w 2019 roku Naczelna Izba Lekarska wieszczyła paraliż systemu opieki zdrowotnej. Sprawa dotyczyła wprowadzania zmian obligujących przychodnie do częstszego sprawozdawania informacji ułatwiających pacjentom ominięcie kolejek do lekarza. Zmiany te ostatecznie zostały wprowadzone i nie skutkowało to paraliżem - ochrona zdrowia tak samo (źle) działała, jak do ówczesnej pory.

Do grona wieszczy paraliżu systemu opieki zdrowotnej parę dni temu dołączyła kolejna izba. Tym razem ze zmianami walczy Krajowa Izba Fizjoterapeutów. Nie podobają jej się zmiany, jakie NFZ planuje wprowadzić w umowach zawieranych ze świadczeniodawcami. Te zmiany spowodują: "całkowity paraliż rehabilitacji stacjonarnej, ambulatoryjnej, domowej oraz ośrodków pobytu dziennego".

Kto korzystał z rehabilitacji na NFZ, prawdopodobnie wie, że da się odbyć cały 10 dniowy "turnus", ani razu nie rozmawiając z fizjoterapeutą na temat stanu zdrowia. Pełnienie tego zawodu często sprowadza się do pstryknięcia przełącznika lampki, czy uruchomienia innego ustrojstwa. Można odnieść wrażenie, że najlepiej gdyby w tym systemie nie było pacjenta. O dziwo NFZ, zdaje się dostrzegł w tym problem. W proponowanych rozwiązaniach chce nakazać:

To powinno zmusić rehabilitantów do kontaktu z pacjentem. Ale ma też swoją cenę. Te kontakty z pacjentem mają być udokumentowane. Zdaje się izbie właśnie o ten szeroki zakres się rozchodzi. Tylko, że protestując izba nie akcentuje tego, że mowa o projekcie rozporządzenia, które miałoby wejść w życie za kilka miesięcy. Poza słowem "projekt", adres URL, pod którym znajduje się aplikacja do dokumentowania: https://test-fsr.nfz.gov.pl/, wydaje się sugerować, że obecna wersja aplikacji/przepisów nie jest wersją finalną. Może zamiast krzyczeć "STOP paraliżowi rehabilitacji w Polsce!", izba mogłaby poszukać bardziej konstruktywnych rozwiązań?

Niemniej jednak, zastrzeżenia KIF do obecnego projektu kwestionariusza i aplikacji wydają się być uzasadnione. Zadawanie dziesiątek pytań, których treść jest niezależna od dolegliwości pacjenta i wykracza poza kompetencje fizjoterapeuty, wydaje się nie być mądra. Może pacjenta, który chce tylko naprawić ambulatoryjnie zwichnięty nadgarstek nie powinno się wypytywać o "Radzenie sobie ze stresem i innymi obciążeniami psychicznymi".

Przepychanie chwytliwymi tytułami do mainstreamu kwestii związanych z roboczą wersją aplikacji/rozporządzenia też nie jest mądre. Sama koncepcja zmian wydaje się słuszna - przepytujemy pacjenta przed zabiegami i po. Może na tej podstawie NFZ dojdzie kiedyś do wniosku, że zabiegi fizjoterapeutyczne po roku (bo takie są kolejki) od zgłoszenia się do lekarza, nie ma większego sensu? Natomiast rzeczą, która powinna niepokoić, to zakres danych o pacjencie jakie (prawdopodobnie) mają trafiać na serwery NFZ. Coś tu jest nie tak, że urzędnicy na podstawie naciąganej (bo nie ustawowej) podstawy prawnej będą sobie przetwarzać wrażliwe dane osobowe pacjentów. Tylko kto by miał w tej sprawie interweniować? Rzecznik Praw Pacjenta? Tylko czy znajdzie czas pomiędzy swoimi wycieczkami?  

27 grudnia 2023

Komu przeszkadza sprawozdawczość kolejkowa?

Prowadzona codziennie przez świadczeniodawców sprawozdawczość nt. długościach kolejek ułatwia pacjentom umówienie się na konsultacje tam, gdzie zostaną przyjęci najszybciej. Komu przeszkadza raportowanie tych danych przez przychodnie?

Oczywiście lekarzom. W 2019 roku, gdy wchodziły w życie przepisy zwiększające dokładność sprawozdawczości, Naczelna Izba Lekarska sprzeciwiała się. Prezydium Komisji Stomatologicznej NRL mówiło, że sprawozdawcze "obowiązki za zupełnie nieuzasadnione". Natomiast wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Cisło na posiedzeniu Komisji Zdrowia zapowiadał:

Tymczasem niech poczytają państwo raport z konsultacji społecznych. Tam są uwagi również świadczeniodawców dużych, którzy mówią, że jest to rzecz, która absolutnie sparaliżuje duże podmioty, jeżeli chodzi o system informatyczny. Podmioty małe też będą miały problem, dlatego, że na bardzo niedużą bazę pacjentów i bardzo niedużą rentowność i przychodowość będzie to wymagało bardzo specjalistycznego oprogramowania. (...) Dlatego zaproponowaliśmy, żeby państwo rozważyli poprawkę, może jeszcze na etapie prac senackich, która mówi o tym, żeby jednak z tego zrezygnować, bo ten obowiązek po prostu komplikuje dokumentację, którą będziemy musieli obsłużyć własnymi systemami teleinformatycznymi.

Cóż, paraliż jeszcze nie nastąpił. Za to coraz trudniej znaleźć przychodnie, w których rejestracja polega na wpisywaniu terminów do zeszytu. Rzetelniej prowadzona sprawozdawczość pozwala pacjentom uniknięcia prywatnych wizyt u lekarzy. Może stąd protest Izby? A może wynikł on tylko z tego, że przewidywanie przyszłości, co do zasady, jest trudne?

Jest też inna możliwość - Izba ma w nosie interes pacjentów. To sugeruje jej postawa w czasie pandemii. Ten czas ogromnego chaosu w opiece zdrowotnej, Prezydium NRL wykorzystało do zwrócenia się do Ministerstwa z prośbą o zawieszenie obowiązków sprawozdawczych. Uzasadnienie było takie: "personel wszystkich placówek medycznych musi skupiać się w szczególny sposób na przestrzeganiu procedur sanitarnych oraz zapewnieniu pacjentom dostępu do możliwie najlepszych świadczeń zdrowotnych" (swoją drogą, trochę szkoda, że poza pandemią lekarze nie skupiają się na zapewnianiu dostępu do możliwie najlepszych świadczeń zdrowotnych). To znów wydaje się nie fair wobec pacjentów. Ale może jest w tym logika - im mniej osób będzie wiedziało, gdzie przyjmie ich najszybciej lekarz, tym mniejsze obłożenie świadczeniodawców NFZ (czyli klient jest lepiej obsłużony).

Ministerstwo na powyższą prośbę nie odpowiedziało w satysfakcjonującym Izbę terminie. Co więc zrobiła Izba? Zasugerowała swoim członkom ściemnianie, że nie mają możliwości technicznych do prowadzenia sprawozdawczości i przygotowało wzór wniosku pozwalającego ograniczyć częstotliwość wysyłania raportów. Brawo za pomysłowość!

Dodatkowego smaku temu tematowi dodaje NFZ. Świadczeniodawcy sprawozdawczość przesyłają codziennie, z pomocą Komputera i Internetu. Internet porusza się światłowodami, więc teoretycznie z prędkością światła. W mgnieniu oka po wysłaniu raportu, aktualna długość kolejki mogłaby się pojawiać w informatorze NFZ. Tak nie jest. Równie dobrze raporty mogłyby być wysyłane Pocztą Polską, bo jak informuje pracownik NFZ, po "wysłaniu informacja powinna być widoczna w Informatorze o Terminach Leczenia w ciągu 2-3 dni" i tłumaczy "Termin wyświetlenia przekazanej przez świadczeniodawcę informacji zależny jest od godziny przekazania informacji na serwer Oddziału Funduszu. Informacja ta dalej przekazywana jest na serwer centralny, z którego informacje te są dalej publikowane.". Przyjmując, że skorzystanie z Komputera to ogromny wysiłek dla lekarzy, to chyba taki NFZ za bardzo ich nie szanuje skoro publikuje dane z parodniowym opóźnieniem, nie? 

30 listopada 2023

Czy NFZ wie na co zawiera umowy?

 Wychodzi na to, że NFZ w sumie do końca nie wie na co umawia się ze świadczeniodawcami. Bo tak:

1. Świadczeniodawcy są zobowiązani w sprawozdawczości dotyczącej kolejek codziennie informować NFZ czy w danej poradni udzielają świadczeń dzieciom. Gdyby NFZ wiedział na co się umówił, to chyba by o to codziennie nie pytał, nie? Bo po co urzędnicy mieliby dodawać zbędnej biurokracji przychodniom?

Ciekawostką w tym temacie jest to, że pomimo tego, że NFZ nakłada opisany obowiązek sprawozdawczy, to kompletnie nie egzekwuje jego prawidłowego wykonywania (więc ostatecznie ciągle i NFZ, i pacjent, nie wie gdzie przyjmuje się dzieci). Istnieją specyficzne świadczenia takie, jak ortodontyczne - udzielane wyłącznie dzieciom. W praktyce oznacza to, że dla tego świadczenia, kliknięcie w wyszukiwarce NFZ "ptaszka": "świadczenia udzielane dzieciom" nie powinno zmieniać liczby wyników.  


Tak się nie dzieje. Zgodnie z "informatorem" NFZ poradni ortodontycznych jest ok. 420. Natomiast takich, które udzielają świadczenia dzieciom jest już ok. 170. Czyli mniej niż połowa świadczeniodawców prowadzi sprawozdawczość prawidłowo! 

Większą ciekawostką jest to, że od 2024 roku obowiązkowa sprawozdawczość będzie również obejmowała konkretne przedziały wiekowe pacjentów. Ciekawe jak egzekwowaniem tego poradzi sobie Fundusz.

2. NFZ bazuje swoje "informatory" na danych przekazywanych przez świadczeniodawców. A w nich pozwala sobie na publikację dowolnych (?) danych nt. rodzaju udzielanych świadczeń przez placówki. Zdarza się tak, że w danych NFZ pojawiają się nieprawidłowe dane o istnieniu jakiejś poradni. Taką nieprawidłowość można zgłosić do NFZ, na co odpowiada on np. tak: 


Gdyby NFZ wiedział na udzielenie jakiego świadczenia zawarł umowę, to chyba by nie dopuścił do publikacji błędnych danych i prawidłowość podawanych publicznie danych nie musiałaby opierać się na zgłoszeniach sfrustrowanych pacjentów. Prawda? 

3. Jakiś czas temu poprosiliśmy Kujawsko-Pomorski Oddział Wojewódzki NFZ o podanie listy poradni stomatologicznych, z których mogą korzystać wyłącznie dzieci. Oddział tak kombinował z uzasadnieniem powodów nieudostępniania takiej informacji, że ostatecznie sąd administracyjny uznał, że:


To niestety dlatego, w naszym portalu w przypadku tego wyjątkowego województwa mogą pojawić się nieprawidłowe dane o tym, czy dany gabinet stomatologiczny na NFZ jest gabinetem wyłącznie przyjmującym dzieci. Przepraszamy!

31 października 2023

Raport o kolejkach

Przed wyborami opublikowaliśmy raport o tym, jak przez 8 lat rządów zmieniły się długości czasu oczekiwania do lekarzy specjalistów przyjmujących w ramach NFZ. Okazuje się, że w podobnym okresie premier rządu ogłosił swój sukces:

Pan Mateusz nie ma opinii parezjasty, dlatego dużym zaskoczeniem nie jest to, że twarde dane pokazały, że w rzeczywistości kolejki wydłużyły się - w ciągu ostatnich 8 lat średni czas oczekiwania pacjentów na specjalistyczną konsultację lekarską w ramach NFZ wzrósł prawie dwukrotnie.

Inne istotne spostrzeżenia zawarte w raporcie to:

1. Długość kolejek najbardziej zwiększyła się w przypadku poradni gastrologicznych (średni czas oczekiwania wzrósł ze 120 do 301 dni). Największy wzrost (prawie czterokrotny), wyrażony w procentach, miał miejsce w poradniach dermatologicznych.

2. Największy wzrost długości czasu oczekiwania na konsultacje medyczne miał miejsce w Szczecinie. W ciągu ostatnich ośmiu lat zwiększył się on z 55 do 220 dni.

3. Najdłuższe kolejki do lekarzy specjalistów są obecnie w Olsztynie (232 dni), Opolu (222 dni) i Wrocławiu (216 dni). Najkrótsze: w Lublinie (65 dni), Rzeszowie (81 dni) i Kielcach (106 dni).

4. Najdłużej czeka się na wizytę w poradni endokrynologicznej (309 dni), gastrologicznej (301 dni) i okulistycznej (194 dni). Najszybciej można dostać się do poradni laryngologicznych (47 dni), dermatologicznych (76 dni) i ortopedycznych (100 dni).

Zachęcamy do zapoznania się z całością publikacji. Jej lektura pozawala stwierdzić, że to nic dziwnego, że coraz częściej Polacy odbywają konsultacje prywatne. Mamy nadzieję, że ten trend w najbliższych latach uda się zatrzymać! 

  



02 października 2023

Cud w Będzinie!

Niedawno na podstawie publikowanych przez nas danych, osoby z Fundacji Growspace przeanalizowali i przeanalizowały dane o czasie oczekiwania do psychiatry dziecięcego na NFZ. Najbardziej promowanym i podchwytywanym przez media spostrzeżeniem było to, że w Ośrodku Terapii i Psychoedukacji "Kompas" w Będzinie na konsultację psychiatry dzieci muszą czekać 2441 dni.

To oczywiście jest pewnego rodzaju fakt "medialny". A smutne jest to, że media bezkrytycznie taką informację podchwyciły i bezrefleksyjnie powtarzały. Faktycznie jest tak, że poradnia raportowała tak długi czas oczekiwania (co Fundacja dodatkowo zweryfikowała). Niemniej jednak, wypadałoby raczej zastanowić się dlaczego tak nierealny termin trafił do sprawozdawczości. 

Poza "pomyłkami", przyczyna wydaje się być jedna - podaje się odległy termin po to, żeby pacjenci się nie rejestrowali. NFZ wymaga bieżącego raportowania wolnych terminów i teoretycznie nie można ot tak, zawiesić rejestrowania pacjentów. Swoją drogą, absurdem jest zmuszanie poradni do raportowania i podawania danych kontaktowych w sytuacji, gdy wiadomo, że zostanie ona zaraz zamknięta (np. bo lekarz idzie na emeryturę).

W każdym razie, prawdopodobnie przychodnia nie chce mieć nowych pacjentów albo raczej nie wie, kiedy będzie mogła ich przyjąć. Bardzo możliwe, że taka sytuacja wynika z krytycznego stanu psychiatrii dziecięcej. Co za tym idzie, hasłem przewodnim nie powinno być "tu czeka się 2 tys. dni", a raczej "tu nie ma możliwości rejestracji".

Potwierdzeniem tego, że Kompas prowadzi pozorną sprawozdawczość jest wykres zmian czasu oczekiwania: 


Pokazuje on jak wypłynięcie tematu wpłynęło na długość kolejki. Okazuje się, że tydzień po ogłoszeniu analizy, czas oczekiwania spadł do jedynych 700 dni. Bardzo wątpliwe, żeby akurat w ciągu tego tygodnia lekarze w tej poradni nagle dali radę obsłużyć tak wielu pacjentów, że kolejka skróciła się o prawie 2 tys. dni.

Poza stanem psychiatrii smucą dwie rzeczy. Sprawozdawczość o pierwszych wolnych terminach przede wszystkim ma ułatwiać rejestrację pacjentom. Na straży jej prawidłowości powinien stać NFZ. Jednak nie wydaje się, żeby w Funduszu ktoś zauważył, że raportowane terminy były za nierealne 2500 dni. Ani pewnie nikt nie zauważy, że nagle skróciły się one o 2 tys. dni (pewnie po to, żeby media się nie czepiały). A przecież zgodnie z ustawą, takie machlojki powinny skutkować kontrolą.

Media również się nie popisały. Zastanawia czy w ogóle ktoś próbował się z taką placówką w Będzinie kontaktować? Albo w inny sposób weryfikować prawdziwość tych informacji? "Zabawne" jest, że choć od 12 września kolejka skróciła się, to wciąż prasa powtarza te 2441 dni. Na przykład 26 września napisała o tym Gazeta Wyborcza Trójmiasto.

Na koniec warto zwrócić uwagę, że jeśli robi się analizę danych, to dobrze jest odrzucać skrajne wartości. Pominięcie absurdalnych danych albo posługiwanie się medianą, pozwala stworzyć obraz bliższy rzeczywistości. Z takim nastawieniem niedawno opublikowaliśmy raport przedstawiający jak zmieniły się kolejki do specjalistów za rządów PiS. Zachęcamy do jego lektury!


25 sierpnia 2023

Fajnie być dyrektorem!

Interesując się nawigatorowi pacjenta, na stronie Rzecznika Praw Pacjenta trafiliśmy na informację o akcji Onko Tour. Jest to kilkuset kilometrowy rajd rowerowy organizowany przez fundację "Pokonaj raka". W wydarzeniu biorą udział przede wszystkim byli pacjenci onkologiczni. W ramach rajdu odwiedzają oni ośrodki onkologii i pokazują obecnym pacjentom, że "rak to nie wyrok". Swoim pozytywnym nastawieniem pokazują, że z choroby można wyjść.

Jak pod wiele fajnych inicjatyw, pod tę również podczepiła się inna organizacja. Okazuje się, że poza osobami, które pokonały raka, w rajdzie biorą udział urzędnicy Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Oczywiście mają dobrą podkładkę, bo przecież: "Podczas spotkań na trasie pacjenci będą mieli możliwość osobistej rozmowy z ekspertami Biura na temat interesujących ich zagadnień z zakresu praw pacjenta i systemu ochrony zdrowia oraz uzyskać informacje dotyczące nurtujących ich problemów, z którymi spotykają się podczas wizyty u lekarza czy też pobytu w szpitalu.". W nas jednak ich udział budzi lekki niesmak.

Biuro RPP ujawnia, że czynny udział w rajdzie biorą osoby na stanowiskach: Dyrektor Departamentu i Naczelnik Wydziału. Wykonują oni obowiązki "w ramach oddelegowania", a po zakończeniu trasy wykonują swoje zadania w trybie zdalnym. 

To pokazuje, że żeby zostać profesjonalnym rowerzystą, nie trzeba trenować i osiągać sukcesów w amatorskim sporcie. Jest alternatywna ścieżka. Można zostać dyrektorem w urzędzie i oddelegować się do jazdy na rowerze!