12 marca 2025

Jak nie skracać kolejek?

W ostatnim czasie "eksperci" postanowili wziąć się za długie kolejki do lekarzy na NFZ. Niestety ich pomysły wydają się być chybione.

Pierwszy z nich dotyczy liczby przyjmowanych pacjentów pierwszorazowych w poradniach. Ministerstwo Zdrowia zauważyło, że są poradnie, które głównie mają pacjentów pod stałą opieką i przez to nie mają czasu przyjmować nowych pacjentów. Chcąc udostępnić więcej terminów dla nowych pacjentów, NFZ ma mniej płacić świadczeniodawcom mającym niewłaściwy stosunek nowych do dotychczasowych pacjentów. Jakie będą tego skutki? Oficjalne dane pokażą skrócenie kolejek (świadczeniodawcy informując o czasie oczekiwania podają terminy dla pacjentów pierwszorazowych) oraz zostanie ograniczona dostępność świadczeń dla dotychczasowych pacjentów. Teoretycznie będzie można szybciej dostać się do lekarza, ale jeśli lekarz zaleci kontrolę za miesiąc, może się okazać, że takiego terminu nie będzie. Co nie zmienia faktu, że Ministerstwo będzie mogło ogłosić sukces - kolejki na papierze przecież się skrócą.

Za problem kolejek do lekarzy zabierają się także przedsiębiorcy. Z inicjatywy Rafała Brzoski ruszył projekt deregulacji (pod hasłem: "mniej barier, więcej możliwości dla Polski i Polaków"). Spośród różnych pomysłów deregulujących jest pomysł związany z aplikacją mObywatel. W ramach deregulacji, pomysłodawcy chcą narzucić przedsiębiorcom (świadczeniodawcom) regulacje dotyczące prowadzenia kolejek do lekarzy. W przychodniach i szpitalach miałaby pojawić się sztuczna inteligencja, która zwiększy dostępność terminów!


Zwykła, ludzka inteligencja podpowiada, że długie kolejki nie wynikają z braku sztucznej inteligencji w przychodniach i szpitalach. Mówi ona również, że sztuczne skracanie kolejek dla nowych pacjentów, kosztem pacjentów dotychczasowych, nie jest dobrym rozwiązaniem. 

Ale kto by tam słuchał ludzkiej inteligencji, skoro mamy cyfrowe algorytmy i statystyki, które zawsze wyglądają ładniej na konferencjach prasowych? Kolejki będą krótsze - przynajmniej w tabelkach. Pacjenci? Oni jakoś sobie poradzą. Albo i nie.

10 lutego 2025

Zgodnie z zasadami!

Świadczeniodawcy współpracujący z NFZ zobowiązani są do codziennego sprawozdawania informacji o dostępnych terminach. Przepis ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych mówi tak: Świadczeniodawca przekazuje każdego dni roboczego, z wyłączeniem sobót, niedziel oraz dni ustawowo wolnych od pracy, Funduszowi informację o pierwszym wolnym terminie udzielenia świadczenia według stanu na dzień poprzedzający. 

Tylko co ze świadczeniodawcami, którzy przyjmują pacjentów raz w tygodniu? W tym dniu, w którym są czynni, sprawozdają informację z dnia, który był tydzień temu. Ta informacja jest raportowana do Centrali NFZ (dociera tam w 3 dni!) i jest dostępna w "Informatorze" o Terminach Leczenia. Tam prezentowana jest w takiej postaci:


Wiemy o tym, bo zainteresował nas przypadek powyższej poradni ginekologicznej, na temat której przez ostatnie miesiące ani razu NFZ nie podał daty możliwego terminu przyjęcia (stale wyświetlał się "Brak aktualnych danych"). Zgłosiliśmy wydawałoby się tę nieprawidłowość. Okazało się, że to wcale nie jest "nieprawidłowość", uzyskaliśmy odpowiedź: 

Zgodnie ze zgłoszonym harmonogramem, świadczeniodawca udziela świadczeń wyłącznie we środy. 22.01.2025 roku świadczeniodawca przekazał dane za 15.01.2025 roku, co jest zgodne z obowiązującymi zasadami.

Cóż, może zgodnie z zasadami, ale niekoniecznie z troska o dobro pacjenta. Tej troski nie widać też w innym informatorze NFZ, w którym publikowane są godziny otwarcia powyższej poradni: 



Tu może też warto rozważyć dodanie komunikatu "Brak aktualnych danych".

27 stycznia 2025

Raporty są, danych brak

W listopadzie 2023 roku Narodowy Fundusz Zdrowia ogłosił wprowadzenie nowego obowiązku sprawozdawczego, który miał obowiązywać od 2024 roku. Zgodnie z nowymi wytycznymi, świadczeniodawcy muszą raportować informacje dotyczące stosowania znieczulenia oraz przedziałów wiekowych przyjmowanych pacjentów.

Na dostosowanie oprogramowania do tych wymogów dostawcy mieli zaledwie dwa miesiące. Od ponad roku podmioty medyczne wysyłają rozszerzone raporty do NFZ, jednak... dane te w praktyce okazują się bezużyteczne. Fundusz do tej pory nie zdołał zaktualizować swoich systemów i informatorów, aby móc publikować te informacje.

Jednym z założeń rozszerzenia obowiązków sprawozdawczych wprowadzonych przez NFZ było ułatwienie pacjentom dostępu do informacji o placówkach wykonujących badania endoskopowe, takie jak gastroskopia czy kolonoskopia, w znieczuleniu ogólnym. Teoretycznie cel był prosty i sensowny. Wystarczyłoby, aby Fundusz dodał w swoich systemach nowe typy świadczeń, np. „kolonoskopia w znieczuleniu” obok standardowej „kolonoskopii”.

Zamiast tego NFZ zdecydował się na bardziej skomplikowaną drogę – wprowadzenie nowych formatów danych do raportowania. Problem polega jednak na tym, że dane te trzeba nie tylko wymagać od świadczeniodawców, ale także obsłużyć po stronie Funduszu. I tutaj pojawia się największy zgrzyt – mimo że podmioty medyczne od dawna przekazują rozszerzone raporty, NFZ do tej pory nie zdołał dostosować swoich systemów do ich obsługi.

Efekt? Informacja, która mogłaby być udostępniona pacjentom niemal od razu, zamieniła się w wieloletnie przedsięwzięcie, którego końca wciąż nie widać.

Kolejnym aspektem rozszerzenia sprawozdawczości jest obowiązek dla podmiotów udzielających świadczeń dzieciom, by codziennie raportowały przedziały wiekowe obsługiwanych pacjentów. Brzmi to jak krok w stronę większej przejrzystości, ale rzeczywistość jest dużo bardziej kuriozalna.

Czyżby NFZ podpisywał umowy na świadczenia medyczne, nie wiedząc, w jakim wieku mogą być przyjmowani pacjenci? A może każe raportować informacje, które i tak już posiada? Jedno jest pewne – dane te, mimo obowiązku ich codziennego przesyłania, również nie są publikowane.

Trudno się jednak dziwić. Od lat Fundusz nie jest w stanie prawidłowo wskazać, które placówki przyjmują dzieci, więc wymaganie dokładnego określenia przedziałów wiekowych tylko potęguje chaos. W efekcie mamy do czynienia z sytuacją, w której sprawozdawczość służy jedynie biurokratycznym formalnościom, zamiast faktycznie poprawiać dostęp pacjentów do informacji.

W czerwcu 2024 roku NFZ zapowiadał, że informacje dotyczące świadczeń, takich jak badania endoskopowe w znieczuleniu czy przedziały wiekowe obsługiwanych pacjentów, zostaną udostępnione w Informatorze o Terminach Leczenia najpóźniej do końca roku. Brzmiało obiecująco, ale rzeczywistość jak zwykle rozczarowała. Do dziś te dane nie trafiły do systemu.

Co więcej, na wniosek o udostępnienie informacji dotyczących bieżących planów w tym zakresie NFZ nie odpowiedział w ustawowym terminie. Cisza ze strony Funduszu tylko potwierdza, że problem sprawozdawczości jest daleki od rozwiązania.

Przykład ten pokazuje, jak wieloletnie przedsięwzięcia mogą grzęznąć w biurokratycznych trudnościach, a deklaracje pozostają jedynie na papierze. Pacjenci, którzy mieli skorzystać na większej przejrzystości i dostępności danych, wciąż nie mają do nich dostępu, a świadczeniodawcy są zmuszeni do wypełniania raportów, które trafiają „do szuflady”.

23 grudnia 2024

NFZ z kolcami

Niedawno pojawiła się informacja o nowym obowiązku sprawozdawczym dla placówek udzielających świadczeń specjalistycznych. Jak podaje portal rynekzdrowia.pl, Ministerstwo Zdrowia wprowadzi nowe zasady dotyczące kolejek do specjalistów oraz świadczeń w Ambulatoryjnej Opiece Specjalistycznej (AOS). Dla placówek medycznych oznacza to dodatkowy obowiązek, natomiast dla pacjentów – szansę na uzyskanie precyzyjnych informacji o dostępnych terminach. Zmiany mają wejść w życie w 2025 roku.

Nowy obowiązek będzie polegał na tym, że w przypadku wybranych specjalności świadczeniodawcy będą zobowiązani do korzystania z innej aplikacji do raportowania terminów przyjęć. Chodzi o centralną aplikację AP KOLCE, która będzie udostępniana placówkom medycznym przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Zgodnie z uzasadnieniem projektu, wprowadzenie tej zmiany ma umożliwić bieżące monitorowanie prawidłowości prowadzenia list oczekujących, przeprowadzanie szczegółowych analiz czasów oczekiwania oraz eliminowanie przypadków wielokrotnego zapisu tej samej osoby na to samo świadczenie.

Planowane zmiany budzą zainteresowanie, ponieważ istnieje ryzyko, że zamiast realizować zakładane cele, pogorszą pacjentom dostęp do informacji o możliwościach realizacji świadczeń. Taki wniosek można wysnuć, opierając się na dotychczasowych doświadczeniach – podobne zmiany wprowadzono już w odniesieniu do świadczeń kardiologicznych. Wdrożenie tego obowiązku przez NFZ polegało na utworzeniu jednej ogólnej kategorii "ŚWIADCZENIA Z ZAKRESU KARDIOLOGII", do której trafiły wszystkie terminy zahaczające tematycznie o kardiologię. W efekcie pacjenci stracili możliwość precyzyjnego wyszukiwania, np. "poradni kardiologicznych dla dzieci", "poradni wad serca" czy "poradni kardiologii inwazyjnej". Co więcej, takie grupowanie świadczeń wydaje się raczej utrudniać, niż ułatwiać prowadzenie szczegółowych analiz.

Co więcej, prowadzenie analiz ma sens tylko wtedy, gdy opiera się na wiarygodnych danych. Tymczasem egzekwowanie przez NFZ obowiązku sprawozdawania prawidłowych informacji pozostawia wiele do życzenia. Problem wynika nie tylko z przymykania oka przez Fundusz na uchybienia świadczeniodawców, ale także z akceptowania błędnych danych, co idzie w parze z łamaniem praw pacjentów.

Przykładem jest sytuacja w przychodni Arthron w Ostrzeszowie. Dzwoniąc tam, by umówić wizytę u ortopedy, pacjent dowiaduje się, że pierwszy wolny termin jest dostępny dopiero za kilka miesięcy. Jednocześnie poradnia raportuje do NFZ czas oczekiwania wynoszący... 1 dzień. Dlaczego? Otóż świadczeniodawca, z własnej inicjatywy, prowadzi dwie kolejki: jedną dla osób umawianych na konkretną datę i godzinę, a drugą dla tych, którzy mogą liczyć na przyjęcie "po godzinach", o ile lekarz się zgodzi. Choć taka szlachetna postawa (pomijając naruszenie zasady udzielania świadczeń w kolejności zgłoszeń) może budzić pewien podziw, prowadzi ona do zafałszowania rzeczywistości.

Analizy prowadzone zza biurka w Warszawie pokazują w efekcie, że Ostrzeszów jest zieloną wyspą pod względem dostępu do świadczeń ortopedycznych. Tymczasem realia są zupełnie inne – istnieje potrzeba otwarcia kolejnej poradni, lecz nie ma na to szans, ponieważ raportowane dane nie wskazują na istnienie takiej potrzeby.

Podsumowując, wprowadzenie centralnej aplikacji AP KOLCE może przynieść więcej szkody niż pożytku, jeśli nie zostanie poparte rzetelnym egzekwowaniem obowiązków przez NFZ i faktycznym poprawieniem jakości danych. Sama technologia, nawet najbardziej zaawansowana, nie rozwiąże problemów systemowych, takich jak brak precyzyjnych informacji czy nieuczciwe praktyki świadczeniodawców. NFZ w obecnym kształcie, z kolcami czy bez, pozostaje instytucją, która z trudem radzi sobie z podstawowymi wyzwaniami. Bez zmian w podejściu i nadzorze, kolejne zmiany mogą jedynie pogłębiać istniejące problemy, zamiast je rozwiązywać.

29 listopada 2024

Koniec Profilaktyki 40 PLUS?

Już drugi raz w tym roku pojawia się zapowiedź zakończenia programu Profilaktyka 40 PLUS. Wiosną deklarowano, że program zakończy się w czerwcu 2024 r., jednak w ostatniej chwili Ministerstwo Zdrowia podjęło decyzję o jego przedłużeniu do końca roku. Ciekawe, czy i tym razem zmienią zdanie?

Profilaktyka 40 PLUS to zestaw "darmowych" badań profilaktycznych. Co ważne, można je wykonać bez konieczności uzyskiwania skierowania od lekarza POZ. Choć lekarz pierwszego kontaktu może wystawić skierowanie na badania, często bywa z tym różnie – nie zawsze się na to zgadza.

Podobno dobór badań w programie jest sensowny, więc warto skorzystać z tej okazji, póki jest dostępna. Nawet jeśli politycy/urzędnicy ponownie przedłużą program, wykonane badania i tak będą inwestycją w zdrowie – nie ma powodu, by żałować.

A co do wiarygodności zapowiedzi polityków: na temat zakończenia programu wypowiadał się wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny. Stwierdził: „Można powiedzieć, że go nie kończymy, ale przekształcamy”. W sumie ma rację – można też powiedzieć, że białe jest czarne, a czarne białe. Nie zmienia to jednak faktu, że aktualna wersja jest taka, że od stycznia program przestanie być dostępny.

Aktualizacja 03-12-2024: Urzędnicy przedłużyli Program do końca kwietnia. Brawo! Ministerstwo Zdrowia jak widać stale pracuje na opinię instytucji, do której komunikatów należy podchodzić z rezerwą.   

09 września 2024

NFZ propaguje komunizm?

Choć wielu uważa to za mało logiczne, używanie nieodpowiednich nazw obiektów (np. ulic) jest formą propagowania komunizmu. Istnienie złych nazw jest problemem i ten problem postanowiono w 2016 r. rozwiązać ustawą (o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej). Od tego czasu w większości przypadków niepoprawne nazwy ulic zostały wymazane z historii. 

Wydawać by się mogło, że w ten sposób udało się skutecznie stawić czoło widmu komunizmu. Niestety zachował się w Polsce (ostatni?) bastion tej zarazy. Okazuje się, że NFZ wciąż wystawia na piedestał komunistycznych bohaterów publikując w swoich informatorach dawno nieistniejące nazwy ulic. 

Poniżej kilka przykładów:



 






Z pozoru można wyciągnąć wniosek, że NFZ chce powrotu dawnych czasów. Ale jest też inne wytłumaczenie tej sytuacji - Fundusz ma w nosie komunizm, podobnie jak pacjentów. To dlatego od lat publikuje nieaktualne adresy miejsc udzielania świadczeń. 

07 sierpnia 2024

Wałek w ministerstwie

Ministerstwo Zdrowia zleciło PAP napisanie tekstów o tematyce medycznej. Tylko, że wcześniej te same teksty PAP sprzedał (i przekazał autorskie prawa majątkowe) jednostce podległej Ministerstwu. Nie jest to afera na skalę afery respiratorowej. Niemniej jednak pokazuje jaki panuje w Ministerstwie szacunek do pieniędzy podatników. 

W 2013 roku Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia (obecnie CeZ) jednostka podległa Ministerstwu Zdrowia, zawarło umowę na przygotowanie treści "inicjalnej" nowopowstającego portalu internetowego. W szczególności przedmiotem umowy było przygotowanie artykułów i bieżąca obsługa redakcyjna portalu. Co ważne, wszelkie prawa autorskie majątkowe do powstałych utworów miały zostać przekazane zamawiającemu. 



Kwota tej umowy to prawie 700 tys. zł. Treści zostały opracowane, przekazane do CSIOZ, a następnie trafiły do "szuflady". Bo portal nigdy nie został uruchomiony. Czyli prawie milion złotych poszedł w błoto.

Przykładowy tekst z 2014 r. opracowany w ramach umowy wygląda tak:



A teraz skoczmy do 2018 roku. Na stronie PAP: kurier.pap.pl pojawił się następujący tekst:


Tak - ten tekst jest dość podobny do poprzedniego. Co ważne, oznaczony jest on jako Materiał PAP, który powstał w ramach ważnego Programu. Ale może został on błędnie oznaczony? Nie, przynajmniej tak twierdzi Zastępca Dyrektora Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia:

Ta umowa jest jedną z wielu umów zawartych na realizację kampanii Planuję Długie Życie. Ich łączna wartość to około 4 miliony złotych. Zgodnie z opisem zamówienia, obowiązkiem Wykonawcy miało być "pozyskanie informacji oraz napisanie artykułów prasowych". Jak widać, w niektórych przypadkach "napisanie" okazało się być skopiowaniem tekstów przygotowanych (i opłaconych przez Ministerstwo) kilka lat wcześniej.

O tym ile z zamówionych tekstów jest w rzeczywistości kopiami tych przygotowanych w ramach umowy z 2013 r. próbujemy dowiedzieć się od ponad roku. Pomimo wyroku sądu administracyjnego zobowiązującego Ministerstwo do rozpatrzenie wniosku o udostępnienie tej informacji, urzędnicy nie przekazują tych danych. Bezczelnie próbują stwierdzić, że upublicznienie skali marnotrawienia przez nich pieniędzy, nie jest w interesie publicznym. 

Ogólnie trzeba mieć łeb, żeby napisać teksty pośrednio na zlecenie Ministerstwa Zdrowia, przekazać wszelkie prawa majątkowe Zleceniodawcy i następnie parę lat później te same teksty sprzedać jeszcze raz Ministerstwu Zdrowia. Tu gratulujemy przedsiębiorczego podejścia PAP. Na szczególne uznanie zasługuje skrzętne wykorzystanie tego, że przedmiot zamówienia z etapu przetargu z "napisania" artykułów zamienił się w umowie na "zapewnienie" (ciekawe z czyjej inicjatywy). 

Natomiast Ministerstwo mogłoby zachować jakiś umiar w marnotrawieniu publicznych pieniędzy. Po te teksty wystarczyło sięgnąć do szuflady - nie trzeba było sprzeniewierzać kolejnych setek tysięcy złotych!