Sporadycznie zdarza nam się krytykować na blogu NFZ. Natomiast nasz serwis przede wszystkim pozwala uniknąć kolejek do poradni NFZ. Tym razem jednak będzie o czymś innym. Okazuje się, że jest i inna instytucja państwowa, w której obywatel może liczyć na równie szybką pomoc jak w NFZ.
Zdarza się, że świadczeniodawcom nie podoba się fakt publikowania informacji o ich przychodniach w naszym portalu. Nie są w stanie zaakceptować, że społeczeństwo ma prawo wiedzieć, w których poradniach można uzyskać pomoc medyczną finansowaną ze środków publicznych. Niespełnienie żądań takich świadczeniodawców często kończy się tym, że musimy wysłuchać wielu niemiłych słów oraz tłumaczyć się przed Urzędem Ochrony Danych Osobowych. Bo właśnie tam trafiają skargi na nasz portal.
Jedna z takich skarg została złożona na nas w styczniu 2019 roku. Lekarka, właścicielka 2 gabinetów zażądała podjęcia stanowczych kroków w celu usunięcia danych kontaktowych jej poradni. Uzasadniła to tym, że pacjenci mogą ją zabić (sic! - "Wydarzenia z 13 stycznia br. z Gdańska, publiczny mord osoby publicznej (...) potwierdzają jednoznacznie moje obawy"). Reakcją urzędu było poproszenie nas o zajęcia stanowiska, co uczyniliśmy. Następnie w piśmie z 10 czerwca 2019 roku UODO poinformował, że w tej sprawie zgromadzono materiał dowodowy wystarczający do wydania decyzji.
Można by zarzucić, że w sytuacji zagrożenia życia pół roku to trochę długo na zbieranie materiału dowodowego. Niemniej jednak to i tak dość krótki okres zważywszy, że po zebraniu dowodów, UODO ostatecznie zakończył sprawę wydając decyzję dnia 29 grudnia 2021 r. Czyli prawie 3 lata pani doktor musiała czekać na pomoc. Jest to prawie tak samo długo jak czas oczekiwania do endokrynologa na NFZ we Wrocławiu. Nie powinno tak być. Ale pocieszeniem jest to, że w takiej sytuacji lekarze mają szansę przekonać się na własnej skórze, jak może czuć się pacjent czekający latami na coś, co mu się należy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz