26 maja 2025

Rok programu in vitro - i nadal chaos

Pierwszego czerwca minie rok od uruchomienia rządowego programu in vitro. Wydawałoby się, że to wystarczająco dużo czasu, by uporządkować i usprawnić informowanie pacjentów na jego temat. Niestety - Ministerstwu Zdrowia nadal się to nie udało.

Lista placówek realizujących program dostępna jest na stronie pacjent.gov.pl. Niestety wygląda, jakby została przeklejona z jakiegoś pliku bez najmniejszej refleksji czy weryfikacji. Na swój sposób zabawne (choć bardziej żenujące) są takie "adresy" jak: "L. Wyczółkowskiego 14.cze" czy "Plac Sokratesa Starynkiewicza 01.mar". Wygląda na to, że excel pani Grażynki uznał, że to daty, i sformatował je po swojemu. Szkoda, że pani Grażynka nie zorientowała się, że wypadałoby to poprawić.

Ministerstwo wpadło również na pomysł, by opublikować dodatkową listę placówek z informacją o czasie oczekiwania na procedury. Brzmi rozsądnie? Może i tak, gdyby nie to, że lista pochodzi ze stycznia 2025 roku. Tak, sprzed kilku miesięcy. Można więc zadać pytanie, na ile jest dziś aktualna.


Choć ta lista nie spełnia swojego głównego celu, to ma przynajmniej jedną zaletę – zawiera poprawne adresy placówek (np. zamiast "01.mar", mamy już poprawnie: "Plac Sokratesa Starynkiewicza 1/3").

Najbardziej jednak kompromitujący jest fakt, że żadna z opublikowanych list nie zawiera danych kontaktowych placówek - ani numeru telefonu, ani adresu e-mail, ani nawet linku do strony internetowej. Przecież ktoś z Ministerstwa musiał się z tymi ośrodkami kontaktować (choćby po to, by ustalić czas oczekiwania). Czy naprawdę nikt nie wpadł na pomysł, że udostępnienie pacjentom możliwości kontaktu z placówką mogłoby być pomocne?

Zwłaszcza że - skoro już Ministerstwu nie chce się aktualizować danych o czasie oczekiwania - pacjent mógłby po prostu zadzwonić i zapytać sam. Nie wspominając o tym, że ułatwienie kontaktu zwiększa realne szanse na skorzystanie z programu.



30 kwietnia 2025

Szczegółowej odpowiedzi w tej sprawie udzieliliśmy!

Za oczywistość przyjmowaliśmy, że świadczeniodawcy mają obowiązek raportowania długości kolejek, a NFZ - publikowania tych informacji. Fundusz realizuje to poprzez Informator o Terminach Leczenia (ITL), w którym pacjenci mogą sprawdzić, gdzie i jak długo będą czekać na wizytę u specjalisty. Okazuje się jednak, że Podlaski NFZ znalazł sposób, by zwolnić zarówno świadczeniodawców, jak i siebie z tych obowiązków.

W Białymstoku część poradni psychologicznych została "przejęta" przez Centrum Zdrowia Psychicznego prowadzone przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny. To znaczy, że poradnie psychologiczne nadal funkcjonują i przyjmują pacjentów, ale formalnie nie są już świadczeniodawcami - pełnią rolę podwykonawców. W efekcie, ponieważ nie są ujęte w "strukturze" świadczeniodawcy, NFZ nie informuje pacjentów o możliwości skorzystania ze świadczeń u podwykonawcy.

Przykładem takiej poradni jest Bram-Medica. Pani Aleksandra Komorowska z Podlaskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ twierdzi, że osoby potrzebujące pomocy powinny kontaktować się z Punktem Zgłoszeniowo-Koordynacyjnym przy Poradni Zdrowia Psychicznego (którego w Bram-Medica nie ma). Takie stanowisko stoi w sprzeczności z tym, co NFZ publikuje w alternatywnym informatorze "Gdzie się leczyć" (GSL):

Czyli z jednej strony NFZ wskazuje pacjentom tę poradnię, podaje jej dane kontaktowe, a z drugiej - odmawia publikacji jej danych w innym informatorze, twierdząc, że pacjenci nie powinni się z nią kontaktować.

Ta sprzeczność jest oczywiście pozorna. Bo przecież nie chodzi o to, by pacjent otrzymał rzetelną informację - chodzi o to, by urzędnik się nie przepracował. Usunięcie nieprawdziwych (lub nieaktualnych) informacji z informatora GSL wymaga minimalnego wysiłku, podobnie jak egzekwowanie obowiązku raportowania kolejek. Również udzielenie jasnej odpowiedzi na pytanie, czy świadczenia realizowane przez podwykonawców zwalniają z obowiązku sprawozdawczego, wymagałoby odrobiny zaangażowania - niestety, pani Komorowska odmawia udzielenia takiej informacji, twierdząc, że "szczegółowej odpowiedzi w tej sprawie już udzieliliśmy".

12 marca 2025

Jak nie skracać kolejek?

W ostatnim czasie "eksperci" postanowili wziąć się za długie kolejki do lekarzy na NFZ. Niestety ich pomysły wydają się być chybione.

Pierwszy z nich dotyczy liczby przyjmowanych pacjentów pierwszorazowych w poradniach. Ministerstwo Zdrowia zauważyło, że są poradnie, które głównie mają pacjentów pod stałą opieką i przez to nie mają czasu przyjmować nowych pacjentów. Chcąc udostępnić więcej terminów dla nowych pacjentów, NFZ ma mniej płacić świadczeniodawcom mającym niewłaściwy stosunek nowych do dotychczasowych pacjentów. Jakie będą tego skutki? Oficjalne dane pokażą skrócenie kolejek (świadczeniodawcy informując o czasie oczekiwania podają terminy dla pacjentów pierwszorazowych) oraz zostanie ograniczona dostępność świadczeń dla dotychczasowych pacjentów. Teoretycznie będzie można szybciej dostać się do lekarza, ale jeśli lekarz zaleci kontrolę za miesiąc, może się okazać, że takiego terminu nie będzie. Co nie zmienia faktu, że Ministerstwo będzie mogło ogłosić sukces - kolejki na papierze przecież się skrócą.

Za problem kolejek do lekarzy zabierają się także przedsiębiorcy. Z inicjatywy Rafała Brzoski ruszył projekt deregulacji (pod hasłem: "mniej barier, więcej możliwości dla Polski i Polaków"). Spośród różnych pomysłów deregulujących jest pomysł związany z aplikacją mObywatel. W ramach deregulacji, pomysłodawcy chcą narzucić przedsiębiorcom (świadczeniodawcom) regulacje dotyczące prowadzenia kolejek do lekarzy. W przychodniach i szpitalach miałaby pojawić się sztuczna inteligencja, która zwiększy dostępność terminów!


Zwykła, ludzka inteligencja podpowiada, że długie kolejki nie wynikają z braku sztucznej inteligencji w przychodniach i szpitalach. Mówi ona również, że sztuczne skracanie kolejek dla nowych pacjentów, kosztem pacjentów dotychczasowych, nie jest dobrym rozwiązaniem. 

Ale kto by tam słuchał ludzkiej inteligencji, skoro mamy cyfrowe algorytmy i statystyki, które zawsze wyglądają ładniej na konferencjach prasowych? Kolejki będą krótsze - przynajmniej w tabelkach. Pacjenci? Oni jakoś sobie poradzą. Albo i nie.

10 lutego 2025

Zgodnie z zasadami!

Świadczeniodawcy współpracujący z NFZ zobowiązani są do codziennego sprawozdawania informacji o dostępnych terminach. Przepis ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych mówi tak: Świadczeniodawca przekazuje każdego dni roboczego, z wyłączeniem sobót, niedziel oraz dni ustawowo wolnych od pracy, Funduszowi informację o pierwszym wolnym terminie udzielenia świadczenia według stanu na dzień poprzedzający. 

Tylko co ze świadczeniodawcami, którzy przyjmują pacjentów raz w tygodniu? W tym dniu, w którym są czynni, sprawozdają informację z dnia, który był tydzień temu. Ta informacja jest raportowana do Centrali NFZ (dociera tam w 3 dni!) i jest dostępna w "Informatorze" o Terminach Leczenia. Tam prezentowana jest w takiej postaci:


Wiemy o tym, bo zainteresował nas przypadek powyższej poradni ginekologicznej, na temat której przez ostatnie miesiące ani razu NFZ nie podał daty możliwego terminu przyjęcia (stale wyświetlał się "Brak aktualnych danych"). Zgłosiliśmy wydawałoby się tę nieprawidłowość. Okazało się, że to wcale nie jest "nieprawidłowość", uzyskaliśmy odpowiedź: 

Zgodnie ze zgłoszonym harmonogramem, świadczeniodawca udziela świadczeń wyłącznie we środy. 22.01.2025 roku świadczeniodawca przekazał dane za 15.01.2025 roku, co jest zgodne z obowiązującymi zasadami.

Cóż, może zgodnie z zasadami, ale niekoniecznie z troska o dobro pacjenta. Tej troski nie widać też w innym informatorze NFZ, w którym publikowane są godziny otwarcia powyższej poradni: 



Tu może też warto rozważyć dodanie komunikatu "Brak aktualnych danych".

27 stycznia 2025

Raporty są, danych brak

W listopadzie 2023 roku Narodowy Fundusz Zdrowia ogłosił wprowadzenie nowego obowiązku sprawozdawczego, który miał obowiązywać od 2024 roku. Zgodnie z nowymi wytycznymi, świadczeniodawcy muszą raportować informacje dotyczące stosowania znieczulenia oraz przedziałów wiekowych przyjmowanych pacjentów.

Na dostosowanie oprogramowania do tych wymogów dostawcy mieli zaledwie dwa miesiące. Od ponad roku podmioty medyczne wysyłają rozszerzone raporty do NFZ, jednak... dane te w praktyce okazują się bezużyteczne. Fundusz do tej pory nie zdołał zaktualizować swoich systemów i informatorów, aby móc publikować te informacje.

Jednym z założeń rozszerzenia obowiązków sprawozdawczych wprowadzonych przez NFZ było ułatwienie pacjentom dostępu do informacji o placówkach wykonujących badania endoskopowe, takie jak gastroskopia czy kolonoskopia, w znieczuleniu ogólnym. Teoretycznie cel był prosty i sensowny. Wystarczyłoby, aby Fundusz dodał w swoich systemach nowe typy świadczeń, np. „kolonoskopia w znieczuleniu” obok standardowej „kolonoskopii”.

Zamiast tego NFZ zdecydował się na bardziej skomplikowaną drogę – wprowadzenie nowych formatów danych do raportowania. Problem polega jednak na tym, że dane te trzeba nie tylko wymagać od świadczeniodawców, ale także obsłużyć po stronie Funduszu. I tutaj pojawia się największy zgrzyt – mimo że podmioty medyczne od dawna przekazują rozszerzone raporty, NFZ do tej pory nie zdołał dostosować swoich systemów do ich obsługi.

Efekt? Informacja, która mogłaby być udostępniona pacjentom niemal od razu, zamieniła się w wieloletnie przedsięwzięcie, którego końca wciąż nie widać.

Kolejnym aspektem rozszerzenia sprawozdawczości jest obowiązek dla podmiotów udzielających świadczeń dzieciom, by codziennie raportowały przedziały wiekowe obsługiwanych pacjentów. Brzmi to jak krok w stronę większej przejrzystości, ale rzeczywistość jest dużo bardziej kuriozalna.

Czyżby NFZ podpisywał umowy na świadczenia medyczne, nie wiedząc, w jakim wieku mogą być przyjmowani pacjenci? A może każe raportować informacje, które i tak już posiada? Jedno jest pewne – dane te, mimo obowiązku ich codziennego przesyłania, również nie są publikowane.

Trudno się jednak dziwić. Od lat Fundusz nie jest w stanie prawidłowo wskazać, które placówki przyjmują dzieci, więc wymaganie dokładnego określenia przedziałów wiekowych tylko potęguje chaos. W efekcie mamy do czynienia z sytuacją, w której sprawozdawczość służy jedynie biurokratycznym formalnościom, zamiast faktycznie poprawiać dostęp pacjentów do informacji.

W czerwcu 2024 roku NFZ zapowiadał, że informacje dotyczące świadczeń, takich jak badania endoskopowe w znieczuleniu czy przedziały wiekowe obsługiwanych pacjentów, zostaną udostępnione w Informatorze o Terminach Leczenia najpóźniej do końca roku. Brzmiało obiecująco, ale rzeczywistość jak zwykle rozczarowała. Do dziś te dane nie trafiły do systemu.

Co więcej, na wniosek o udostępnienie informacji dotyczących bieżących planów w tym zakresie NFZ nie odpowiedział w ustawowym terminie. Cisza ze strony Funduszu tylko potwierdza, że problem sprawozdawczości jest daleki od rozwiązania.

Przykład ten pokazuje, jak wieloletnie przedsięwzięcia mogą grzęznąć w biurokratycznych trudnościach, a deklaracje pozostają jedynie na papierze. Pacjenci, którzy mieli skorzystać na większej przejrzystości i dostępności danych, wciąż nie mają do nich dostępu, a świadczeniodawcy są zmuszeni do wypełniania raportów, które trafiają „do szuflady”.